niedziela, 6 sierpnia 2017

You made my day :)

Dzisiaj na dzień dobry dostałam taka wiadomość, co niesamowicie poprawiło mi humor i ten humor przez jedną, krótką wiadomość trwa do tej pory :)


Wiadomość wysłana chwilę po 2 w nocy, odczytana rano koło 10-11. A teraz małe wyjaśnienie, co by nikt sobie nie pomyślał, że jakieś alkoholiki z nas :)

Wojtka poznałam w 2015 roku w Holandii. Wcześniej wiedziałam, że ktoś taki istnieje, pracował w tej samej firmie, ale nigdy na oczy go nie widziałam. Osobiście poznałam go, gdy wprowadził się do swojej dziewczyny, która mieszkała ze mną w tym samym domu. Ogólnie zawsze mam jakiś dystans do osób, które dopiero poznaję, ale nie w tym przypadku. Może dlatego, że w ten dzień był jakiś grill u mnie w domu, który skończył się nad ranem. Tego samego ranka Monika z Wojtkiem mieli wrócić z urlopu i Wojtek się do nas wprowadzał. Jeszcze nie zdążyłam zasnąć, bus podjechał to poszłam im otworzyć drzwi. Wojtek się przedstawił, poszliśmy do salonu, on sobie browara otworzył i tak siedzieliśmy jeszcze salonie jakieś 2 godziny i gadaliśmy. W ogóle miałam wrażenie jak bym znała go całe życie, od pierwszej minuty dobrze sie dogadywaliśmy. 

Nigdy nie traktowałam go ani nie patrzyłam na niego jak na potencjalnego faceta. Bardziej jak na starszego brata. Ale jak to bywa w domu, w którym mieszka kilka innych osób, zaczęto plotkować o tym, że mnie i jego coś łączy. Bo na przykład po pracy zawsze siedzieliśmy w kuchni przy stole, piliśmy kawe, gadaliśmy lub rozwiązywaliśmy krzyżówki. Po jakimś dłuższym czasie, dowiedziałam się, że ktoś z mieszkańców powiedział Monice, ze ja jej faceta odbije, bo za dużo czasu razem spędzamy. A że Monikę, bardzo lubiłam to któregoś dnia zapytałam czy możemy pogadać, wytłumaczyłam jej, że mnie i Wojtka nic nie łączy, po prostu się dobrze dogadujemy. Że nigdy na niego nie patrzyłam, jak na faceta z którym bym mogła być, że traktuje go jak brata, że nie musi się martwić o nic. Uśmiechnęła się, podziękowała mi za to, że jej to powiedziałam, bo mimo iż Wojtek powiedział jej to samo to i tak jakieś lekkie ziarenko niepewności zostało zasiane. 

Nawet powiedziała mi, że mi i jemu ufa. Że wie, że do niczego między nami nie dojdzie i że cieszy się z tego, że Wojtek znalazł kogoś z kim może pogadać, bo jemu ciężko idzie przyzywczajenie się do nowych ludzi i ogólnie jest trochę zamkniętym człowiekiem. Cieszy ją to, że nie siedzi cały czas w pokoju. Później już nigdy nie było takiego problemu, żeby była zazdrosna o nas, a jeśli ktoś jej na to zwrócił uwagę, to zawsze się z tego śmiała. 

Wracając do wiadomości, którą dostałam dzisiaj od Wojtka. To chodzi o to, że prawie zawsze gdy na mieszkaniu był gril/impreza wszyscy szli spać prędzej lub później, a my zawsze zostawaliśmy na rozchodniaczka. Zazwyczaj kończyło się na tym, że siedzieliśmy 2-3 godziny w salonie, popijając drinki i rozmawiając. Wtedy wiedzieliśmy, że o 4-5 rano nikt nam nie będzie przeszkadzał, że możemy pogadać o poważniejszych sprawach, mniej poważnych lub głupotach. On znał dużo szczegółów z mojego życia, ja z jego. Wiele razy prosił o radę w różnych sprawach. Zawsze mówił mi, że traktuje mnie jak młodszą siostrę. Po prostu dobrze sie dogadywaliśmy i na szczęście ani ja ani on nie traktowaliśmy siebie inaczej niż przyjaciele. Żadne z nas nie patrzyło na drugie jak na potencjalnego partnera. 

Jak się wyprowadzałam, to Monika się śmiała, że jak wrócę do Polski to Wojtek znowu zamknie się w pokoju i będzie rzadko z niego wychodził. Wojtek też się śmiał, że on jak będzie na imprezie to tylko chwile, bo później nie będzie miał z kim pić rozchodniaczków. Zawsze wszyscy śmiali się z tych rozchodniaczków, ale wspomnienia są piękne. Tutaj czasami brakuje mi właśnie tych naszych posiedzeń, pogadania tak szczerze z kimś, powiedzenia co mi leży na sercu, o różnych moich dylematach. 

Kontakt mamy teraz słabszy niż jak byłam w Holandii, no ale nadal jest. I ta wiadomość, że pamięta o tym i że tęskni za tymi posiedzeniami do 5 rano, tak mi poprawiła humor, że aż ciężko to opisać. 

Ale, ale... od jakiegoś czasu planuje zrobić im niespodziankę :) A mianowicie polecieć do nich w piątek i w niedzielę wrócić. Już nawet termin mam wybrany, tylko muszę się dowiedzieć jakoś podstępem czy na ten termin nie mają planów, żeby nie wyszło, że klamkę pocałuję. Parę dni temu zastawiałam się, czy jednak nie powiedzieć im wcześniej o tym, bo co będzie jak się nie ucieszą? Jak nie będą chcieli się ze mną zobaczyć? 

Ale po tej wiadomości wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane i zrobię im tą niespodziankę za 2 tygodnie w weekend, jeśli nie będą mieli planów :) 

środa, 12 lipca 2017

Zmiany?

Hej, hej!

Jak to u mnie bywa, nie moze byc stabilnie i spokojnie.

W DHLu pracowałam do maja, gdyż zamykali jeden magazyn i zwolnienia sie sypały. Ale w tym wypadku szczęście mi rownież dopisało i byłam bezrobotna az przez 2 dni :)

Teraz pracuje w ASOS, przy zwrotach ubrań. Praca nie jest ciężka, ale nudna, bo pracuje po 12 godzin. Cały czas stoję w miejscu, wyciągam ubrania z paczek, sprawdzam czy są czyste itp, wprowadzam w system, drukuje nowy kod kreskowy, pakuje i do pudełka. I tak cały czas. Ale niestety do pracy mam 30 km, wiec jak zaczynam prace o 6, to muszę wstać o 3:45, z domu na busa wychodzę o 4:20, a następnie około 40 minut jadę do pracy. Śpię po 5-6 godzin maksymalnie. To jest jedyny minus tej pracy.

Ale chyba znowu szykują sie zmiany. Mój brat przyjechał do Anglii, mieszka 130 km ode mnie. Tam tez mam kuzynów i cały czas namawiają mnie abym sie tam przeprowadziła. Z jednej strony chce to zrobić, bo bym miała blisko osoby, które znam praktycznie całe życie. Byłam tam raz na weekendzie, poznałam kilka osób, tak ze nie siedziała bym cały czas w domu jak tutaj. Ale z drugiej strony mam troche obawy, ze jak sie przeprowadzę to nie znajdę pracy. A wiadomo za wynajem pokoju trzeba płacić tak czy tak. I mam dylemat co zrobić. Tutaj juz wiem gdzie są sklepy, gdzie banki, gdzie jak dojść lub dojechać. Tam bedzie dla mnie wszystko nowe. Trzeba bedzie sie wszystkiego nauczyć i do wszystkiego przyzwyczaić na nowo.

Wczoraj znalazłam pokoj, mieszkanie w 2 osoby, wspólna kuchnia i salon. To tez jest duży plus, bo tutaj oprócz mnie mieszka jeszcze 8 innych osób, a nawet salonu nie mamy. Wiec gdy ktoś chce mnie odwiedzić to musimy siedzieć w kuchni, bo u mnie w pokoju za duzo miejsca tez nie ma. Wysłałam wiadomość do landlordów, czy w sobotę mój brat mógłby przyjść obejrzeć pokoj i mieszkanie, bo mi sie nie opłaca taki kawał drogi jechac tylko po to aby obejrzec to mieszkanie. Zobaczymy czy sie zgodzi. Mam nadzieje, ze odpisze zanim pójdę do pracy, bo dzisiaj pracuje od 18-6 i w razie czego muszę mojej agencji zgłosić, ze to bedzie ostatni lub przed ostatni tydzień mojej pracy.

Do końca sama nie wiem co mam zrobić, troche sie obawiam, ale z drugiej strony jak nie spróbuje to mogę żałować pózniej.

Zobaczymy co mi odpiszą w sprawie mieszkania. Nocna zmiana jest długa, wiec duzo czasu na myślenie bedzie. Rozważenie wszystkich za i przeciw. Obym tylko podjęła słuszna decyzje.

Trzymajcie kciuki i do usłyszenia!

niedziela, 5 marca 2017

Poczatki bywają trudne...

Chwile  nie pisałam, ale duzo rzeczy sie działo. Troche nerwów, troche brak czasu.

W tamtym mieszkaniu, o którym pisałam w poście wcześniej długo nie pomieszkałam. Bo następnego dnia przeprowadziłam sie na inne mieszkanie, gdzie mieszkali bulgarzy i 2 dziewczyny z Polski. Ogólnie przez 2 tygodnie byłam bez pracy, co kosztowało mnie troche nerwów, bo nie tak miało byc. Ale co mnie nie zabije, to mnie wzmocni.

Najważniejsze to musiałam zrobić sobie numer NINo, dlatego musiałam pojechac do Leeds. Mimo obaw, ze sie zgubie lub sobie nie poradzę, obeszło sie bez żadnych problemów. Następnie czekanie i założenie sobie konta w banku. Poszło dość gładko. Pewien chłopak z Rosji, dał mi namiary na agencje, która poszukuje ludzi do pracy na magazynie NEXT. Po telefonie do tej agencji, 3 dni pózniej zaczęłam prace. Praca lekka, nie miałam co narzekać, co prawda na 8 tygodni, ale dobre i to. Najgorsze było to, ze pracowałam cały czas na popołudniowa zmianę, od niedzieli do czwartku. A dojazd do pracy zajmował mi godzinę w jedna stronę. Ale przyzwyczaiłam sie.

Pracowałam tam 11 tygodni. Po czym w poniedziałek o godzinie około 21:30 dostałam wiadomość, ze od jutra nie ma juz pracy i mam nie przchodzic następnego dnia. Oczekują, ze praca sie zacznie około 15 marca. No ale co teraz zrobić, ponad miesiąc w domu bez pracy nie chciałam siedzieć. Postanowiłam, ze daje sobie 3 tygodnie czasu na znalezienie czegoś innego, bo na tyle było mnie stać aby opłacić pokoj, jedzenie i ewentualnie koszty dojazdów w różne miejsca.

Następnego dnia, po zakończeniu pracy mój współlokator, gdy sie dowiedział, ze zostałam bez pracy, wziął telefon zadzwonił do swojego managera i zapytał czy nie ma miejsca dla jednej dziewczyny. Zaskoczył mnie tym, bo ani go o to nie prosiłam, ani nie pytałam o prace. Okazało sie, ze manager kazał mi wysłać smsa z moim imieniem, nazwiskiem i adresem e-mail. Następnego dnia czyli w środę na maila dostałam aplikacje, która musiałam wypełnić. A w piątek zaprosili mnie na interview do biura. W życiu nie dostałam tylu papierów do uzupełnienia. Oprócz podstawowych danych, dostałam testy. Chyba z 50 stron, które musiałam uzupełnić. Oczywiście po angielsku. Prawie 2 godziny mi zeszło, zeby to wszystko ogarnąć, bo mój angielski nie jest jakos szczególnie dobry. Po wypełnieniu wszystkich papierów, Greg (manager) zapytał czy jestem dostępna, w razie gdyby jutro zadzwonili i jakie zmiany mi odpowiadają. Na telefon czekałam do poniedziałku. We wtorek miałam sie stawić na 8-16 w pracy.

I takim oto sposobem, pracuje juz prawie miesiąc w DHL na lini. Praca troche ciężka, ale czas mi strasznie szybko mija. A sąsiad okazał sie bardzo sympatycznym facetem. Duzo do mnie mowi po angielsku, czasami zmusza mnie żebym ja zaczęła mowić, bo z tym mam największy problem. Jesli nie rozumiem czegoś on cierpliwie mi to tłumaczy. Taki jest plus, ze on rozumie troche język polski, wiec jak nie wiem jak cos powiedziec to mogę powiedziec po polsku. Ale staram sie ćwiczyć język. Ogólnie myśle nad tym, aby zapisać sie do collegu lub na jakis kurs języka angielskiego, zeby sie w miarę swobodnie porozumiewać z innymi. Ale z tym jeszcze chwile sie wstrzymam, bo nie wiem na jak długo jest ta praca.

Po za tym, na 7 czerwca mam kupiony bilet do Polski :) udało mi sie kupić za 25£ tylko, ze z Manchester mam wylot o 6:05 rano. Jeszcze nie wiem jak sie tam dostanę, ale muszę. Bo mój kuzyn z USA przylatuje na kilka dni do Polski i chciała bym sie z nim zobaczyć. Plus 10 czerwca mam wesele wiec dwie pieczenie na jednym ogniu uda mi sie załatwić.

Co do K. to nic sie nie zmieniło. Wiedziałam, ze historia nie bedzie miała happy end. Odkąd tu jestem to 2 razy z nim rozmawiałam. Nie zapytał o numer telefonu, na odczepnego powiedział, ze wpadnie kiedyś na kawe i tak wyglada teraz nasz kontakt, ze go praktycznie nie ma. Ale cóż przyzwyczaiłam sie.

Po 2-3 tygodnia pobytu w Anglii odezwał sie do mnie kuzyn mojej przyjaciółki, u której byłam na weselu w październiku i na którym sie poznaliśmy. Okazało sie, ze chciał sie spotkać ze mną, ze wpadłam mu w oko od samego początku. Tyle, ze trochę za późno juz było. Utrzymujemy kontakt, ale jako znajomi tylko, nic wiecej. Bo nawet gdybyśmy chcieli cos spróbować to nie ma to najmniejszego sensu. Bo ja narazie nie chce wracać do Polski, a on chce zostać w Polsce.

Teraz u mnie na mieszkaniu znowu jestem jedyna osoba z Polski. Obydwie Polki wróciły do domu. Aktualnie mieszkam z para z Rosji, z 3 osobami z Bułgarii, jedna osoba z Mołdawii i dwoma chłopakami z Łotwy. Przynajmniej język sobie można poćwiczyć. w każdej sytuacji trzeba szukać plusów.