Witam,
Mam na imię Alex, pochodzę z Podkarpacia. Mam 25 lat, a planów co zrobić ze swoim życiem brak...
W wieku 21 lat wyjechałam do Holandii do pracy na 6 miesięcy i jak to czasem bywa w życiu, z pół roku zrobiło się prawie 4 lata. Po tym czasie postanowiłam, że wrócę do Polski, spróbuję tutaj znaleźć jakaś prace, jakoś sobie życie układać, bo w końcu pasowało by.
Ale jestem już tutaj prawie 2 miesiące i ani chęci ani konkretnych planów co i gdzie szukać.
Nie żałuję ani tego, że tyle czasu tam siedziałam, ani tego że postanowiłam wrócić do Polski. Dużo pozytywnych wspomnień zostało po czasie spędzonym w Holandii, ale jak długo można żyć z dnia na dzień, samej z dala od przyjaciół, bez nikogo bliskiego w pobliżu.
Od ponad 4 lat jestem sama, prze ten okres było może 2 facetów, z którymi się spotykałam ale na tym się kończyło. Bo za granicą większość osób, zarówno dziewczyn jak i chłopaków, stawia na dobrą zabawę, przelotne znajomości. Przynajmniej tak było w moim otoczeniu.
Od około 12-13 lat mam przyjaciela. Tak, tak mogę go nazwać gdyż nasza znajomość jest trochę skomplikowana. Jest on starszy ode mnie 3 lata, mieszka ode mnie niecały kilometr. Nawet nie pamiętam kiedy dokładnie i w jakich okolicznościach się poznaliśmy. Ale kontakt mamy ze sobą stały. I nasze relacje wyglądały w ten sposób, że początkowo koledzy. Spotykaliśmy się w gronie wspólnych znajomych, czasami jakieś rozmowy na gadu gadu. Po jakimś czasie zaczęliśmy się spotykać sam na sam. To spacer do parku, to na ogniskach wspólnie siedzieliśmy. Ale nie byliśmy parą, nawet chyba ani razu się nie całowaliśmy wtedy. Czasami chodziliśmy za rękę, to wszystko.
Później on się wycofał, stwierdził, że to nie to i nie chcę się angażować ani mnie ranić. Wtedy miałam może z 15 lat, nie obraziłam się, nie było mi przykro. Pozostaliśmy nadal znajomymi. Chociaż początkowo nasze rozmowy były rzadsze.
On znalazł sobie dziewczynę, ja spotykałam się też z kimś innym. Ale czasami rozmawialiśmy. Następnie on rozstał się z dziewczyną. Zaczął częściej pisać, proponować wspólne spacery. Czasami się spotykaliśmy, w końcu mieszkamy w niewielkiej wsi, żadna zbrodnia wyjść na spacer lub na piwo do parku ze znajomym. Ale ja byłam zajęta, nie próbował tego zniszczyć.
Gdy miał problem zawsze pisał, żeby się doradzić lub wyżalić. W drugą stronę działało to tak samo, on chyba zn mnie lepiej niż niejedna koleżanka.
Pamiętam jak około 4 lata temu było wesele mojego kuzyna. Ja miałam chłopaka, z którym byłam już prawie rok. On miał dziewczynę też spory okres czasu. I na tym właśnie weselu spotkaliśmy się ponownie, po krótkiej przerwie. Siedzieliśmy przy tym samym stoliku, gdyż Jego dziewczyna była również kuzynką Pana Młodego, tylko z drugiej strony. Całe wesele przebiegło bardzo fajnie, do dzisiaj je fajnie wspominam. Na poprawiny poszłam już sama, gdyż mój partner nie mógł. Ale On przyszedł. Tańce, śpiewy, wspólne picie z kuzynami, kuzynkami i resztą stolika. Poprawiny skończyły się około 1 w nocy, ale my nie chcieliśmy iść jeszcze do domu, więc cała paczką poszliś,y do pobliskiego parku. Dostaliśmy 3-4 flaszki wódki, jakieś soki. Tak, że do domu wróciłam koło 7 rano.
I właśnie po poprawinach, On poszedł odprowadzić dziewczynę do domu. My na niego czekaliśmy, bo wszyscy w tą samą stronę szliśmy. i wszystko było ok, do póki Jego dziewczyna nie poszła do domu. Wtedy on zaczął rozmawiać w taki sposób jak wtedy, gdy się spotykaliśmy kilka lat wcześniej. Ale z racji tego, że oboje byliśmy zajęci, trochę pijani i nie byliśmy sami to skończyło się na gadaniu.
Niewiele później ja wyjechałam do Holandii, On został tutaj. Wtedy trochę nasz kontakt się urwał, bo rozmawialiśmy raz na ruski rok. Czasami jak byłam na urlopie to się widywaliśmy, ale w relacjach koleżeńskich. Później On w 2104 wyjechał do Anglii, tam poznał dziewczynę, nawet zamieszkali razem. Nie poznałam jej, ale wiem, że dała mu warunek, że ma ze mną nie rozmawiać jak chce być z nią. Ale to dowiedziałam się po czasie, bo wtedy jakoś nie zastanawiałam się dlaczego kontakt nam się urwał praktycznie całkowicie. Ja miałam swoje życie, On miał swoje.
Ale po pewnym czasie On zaczął tak nagle pisać, doradzać się w sprawie tej dziewczyny, co ma zrobić, jak się zachować itp. Na tyle na ile mogłam, to starałam się Mu pomóc. W końcu i tak wyszło tak, że się rozstali. Wtedy czasami zadzwonił na skype, częściej pisał. Ale nie widzieliśmy się prawie 2 lata na żywo. I na przełomie marca/kwietnia napisał, czy pójdę z Nim na wesele Jego kuzyna w czerwcu. Nie przepadam za weselami, ale że po pierwsze długo się już nie widzieliśmy, po drugie miałam akurat wtedy urlop to się zgodziłam.
I wtedy się zaczęło. Spotkaliśmy się przed weselem, żeby obmówić co i jak dokładnie. Posiedzieliśmy z 2 godziny, pożartowaliśmy, powspominaliśmy stare czasy jak to w żartach mówiliśmy do siebie mąż, żona. Tego samego wieczoru pisaliśmy jeszcze chwilę. Od razu zaznaczę, że przez te wszystkie lata używaliśmy emotek typu ":*" i było to normalne.
Tego właśnie wieczoru, również na dobranoc wysłaliśmy sobie tą buźkę. Wtedy On napisał, że wolał by na żywo dostać buziaka a nie przez internet. Uznałam to za żart, więc powiedziałam, że kiedyś dostanie. Nadeszło wesele Jego kuzyna, poznałam połowe Jego rodziny, większość ludzi myślała, że jesteśmy parą. Mi było głupio zaprzeczać, a On się tylko uśmiechał. I juz po pewnej dawce alkoholu, po północy poszliśmy do ogrodu się przewietrzyć. Wtedy pierwszy raz się pocałowaliśmy. Pierwszy raz od 12-13 lat. I jakoś tak się potoczyło, że po weselu zaczęliśmy rozmawiać szczerze. On mi wtedy powiedział, że nigdy dla Niego nie byłam obojętna, zawsze coś do mnie czuł, ale starał się to odrzucić. Nie chciał mnie skrzywdzić i z dwojga złego wybrał mniejsze zło. Czego żałuje, ale wtedy miał inny tok myślenia. Nie chciał mnie skrzywdzić. I przepraszał za wszystko.
Niestety mieliśmy tylko 3 dni po weselu na spotkania. Bo On musiał wraca ć do Anglii, ja kilka dni później do Holandii. Nie wpakowaliśmy się w związek, bo doszliśmy, że nie ma sensu na odległość. Ale mieliśmy wszystko sobie przemyśleć, czy warto spróbować być razem i mieliśmy się spotkać końcem września w Polsce na weselu mojej przyjaciółki. Przez pewien czas rozmawialiśmy niemal codziennie, na tyle na ile było to możliwe. Niestety On nie mógł przyjechać, bo nie dostał urlopu. Przepraszał mnie bardzo. No ale cóż, poszłam sama. Nie żałuję.
Ale chyba coś się zmieniło, w tym momencie od tygodnia On jest w Polsce. Rozmawialiśmy pare razy przez komunikator, ale nie spotkaliśmy się. Zaprosiłam Go do mnie, powiedział, że przyjdzie, ale niestety narazie do tego nie doszło, a juz w piątek wraca do Anglii. I teraz mam mętlik w głowie, bo nie wiem czy zmienił zdanie czy się czegoś boi. Mam wrażenie, że stara się mnie unikać. Jeśli się odezwę, to rozmawiamy ale to nie jest to. Widzę i czuję to. I to tak cholernie boli. Chciała bym sobie z Nim to wyjaśnić, w końcu taka była umowa ale nic na siłę. I teraz nie wiem co zrobic, bo serce mam rozdarte, Bo jednak czuje, że mogło by z tego być. Po czerwcu coś pekło w moim sercu i chyba się zakochałam, na poważnie.
Mam nadzieję, że nasze spotkanie dojdzie do skutku. Wręcz pragnę tego. Ale jeśli nie, to będę wiedziała, że to z Jego strony było chwilowe i trzeba będzie się przywołać do porządku i nie myśleć o tym.
Och, sytuacja jak z filmu, który czeka na happy ending! Mysle, że musisz naciskać na to spotkanie, bo musisz wiedzieć na czym stoisz ;)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że będzie bez happy endu.
OdpowiedzUsuńAle jak to w życiu bywa, wszystko się może jeszcze zdażyć :)