środa, 9 listopada 2016

Happy End tylko w filmach?

Nawiązując to ostatniego posta, jest lekki postęp w mojej sytuacji.




Następnego dnia, po publikacji pierwszego wpisu On się odezwał. Do teraz zastanawiam się czy tutaj trafił przypadkiem, przeczytał to i się odezwał? Czy po prostu głupi zbieg okoliczności?

Wracając do tematu, napisał kiedy się widzimy i czy mam dzisiaj czas. Serce aż mi szybciej zabiło. Oczywiście powiedziałam, że nie mam planów, jeśli chce niech wpadnie do mnie na kawę lub urodzinowego drinka. Chyba, że woli się spotkać gdzieś u nas na wsi. Decyzja należała do Niego. Umówiliśmy się na 20, ale do końca nie wiedziałam czy przyjdzie czy woli neutralny grunt. Nie wiedziałam czego się spodziewać.

Przed 20 napisał, że o 20:15 przyjedzie, żebym była gotowa. I tu się zapala lampka. Przyjedzie? Ale, że przyjedzie i posiedzi chwilę u mnie, czy gdzieś jedziemy. Dowiedziałam się tyle, że przyjedzie po mnie i gdzieś pojedziemy. Nie wiedziałam gdzie, ale że Mu ufam i znam nie od dzisiaj, o więcej nie pytałam. Nie, nie stałam godzinę przed lustrem, nie miałam dylematu w co się ubrać. Gdyż z reguły się nie maluję. Więc tylko przeczesałam włosy, założyłam dżinsy, bluzę, adidasy i byłam gotowa.

Przyjechał punktualnie. Wsiadłam do auta, oboje nie wiedzieliśmy do końca jak się zachować, jak się przywitać. Więc po prostu klasycznie buziak w policzek i jedziemy. Pojechaliśmy do restauracji. Tego się nie spodziewałam, bardziej tego, że pojedziemy do pobliskich uzdrowisk na spacer po parku lub coś takiego. Tam zamówiliśmy kawę, trochę porozmawialiśmy o rzeczach ogólnych. Przepraszał chyba 100 razy za to, że nie był ze mną na weselu. Następnie pojechaliśmy do parku na spacer. Mimo zimna, spacerowaliśmy chyba godzinę. Ale żadne z nas nie zaczęło tematu o sytuacje z czerwca. Ja nie wiedziałam jak zacząć, żeby Go nie spłoszyć. Wydaje mi się, że On miał podobnie. Ale wystarczyło mi na ten dzień obserwować Jego zachowanie w stosunku do mnie, co mówił.

Później odwiózł mnie pod dom, tutaj siedzieliśmy jeszcze około 40 minut w samochodzie. Ale nadal nie poruszyliśmy tego tematu. Ale umówiliśmy się na następny dzień, że przyjdzie do mnie na urodzinowego drinka, tylko da mi znać o której, bo teraz Mu ciężko powiedzieć, bo ma coś jeszcze do załatwienia następnego dnia. Wróciłam do domu zadowolona.

Jego zachowanie niewiele się różniło od czerwca. Nadal był miły, nawet zauważył, że od tamtego czasu zmieniłam kolor włosów oraz że je skróciłam trochę. Prawił delikatne komplementy, ale widać też było, że z lekkim dystansem do mnie podchodzi. Ale postanowiłam, że jak jutro przyjdzie to wtedy będziemy mogli porozmawiać na spokojnie, przy drinku, bo z większą łatwością przychodzi poruszanie trudniejszych tematów.

Wczoraj jednak napisał mi koło 17, że nie da rady przyjść bo od rana wymiotuje i ledwo chodzi. Rozumiem to, bo każdy jest tylko człowiekiem. Chwilę rozmawialiśmy, ale już wtedy było widać, że ma inne podejście do mnie niż dzień wcześniej. Pisał inaczej niż zwykle. Ale jako że w piątek już wraca do Anglii, zapytałam Go czy w takim razie w środę lub czwartek da radę i czy będzie miał czas aby do mnie przyjść. Odpowiedział, że ciężko powiedzieć i zapytał czy możemy się spotkać na gdzieś na wsi. Dla mnie nie ma problemu, niech napisze kiedy chce. Odpisał 'zawsze'...

I w tym momencie, po sposobie Jego pisania, po tej odpowiedzi moim zdaniem wynikło, że nie chce przyjść do mnie do domu. Że woli się spotkać na neutralnym gruncie. Nie wyjaśnił dlaczego. Trochę zabolało, bo wcześniej obiecał, że przyjdzie, a następnego dnia obrót o 180 stopni.

Po wtorkowym spacerze myślałam, że będzie dobrze. Po dniu wczorajszym już nie jestem tego pewna. Po Jego oziębłym sposobie pisania myślę, że ta historia nie będzie miała happy endu...

Chociaż jeszcze dzisiaj wieczorem lub jutro jest mała szansa, że się zobaczymy, ale już się zaczynam przyzwyczajać do myśli, że nic z tego nie będzie. Zostaniemy na takim etapie znajomości na jakim tkwimy od kilku dobrych lat...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz